Nie każdy ma szczęście Hamiltona, Hilla czy Villeneueva i może być poważnym zagrożeniem w mistrzostwach od chwili debiutu. Obecni kierowcy Haasa mogą tylko o tym pomarzyć. Parze debiutantów zostają pojedynki między sobą w najgorszym samochodzie w stawce. Mick Schumacher nazwał to torturą.
Syn siedmiokrotnego mistrza świata jest przyzwyczajony do walki o najwyższą stawkę. Zapewnił nam ekscytujące walki o mistrzostwo zarówno w F2, jak i F3, i prosto z ceremonii odebrania trofeum trafił na szary koniec. Głównym wydarzeniem każdego wyścigu stały się dla niego pojedynki z kolegą z zespołu – Nikitą Mazepinem oraz okazjonalnie z dwoma kierowcami Williamsa.
– Nie podoba mi się jednak, gdy nie jestem na czele. Jazda z tyłu, bez żadnej szansy na walkę to trochę jak tortury. I dlatego wymyślam sobie rywalizację. Kiedy widzę Nicholasa (Latifiego) lub (George’a) Russella, wyobrażam sobie, że są liderami i muszę ich złapać. (…) To taka gra, by pozostać zmotywowanym i naciskać na 100 procent – powiedział Mick Schumacher cytowany przez motorsport.com.
Młody Niemiec stara się jednak dostrzegać pozytywne strony swojego debiutu. Jedną z nich jest atmosfera w zespole oraz współpraca z najspokojniejszą osobą w padoku z Gunterem Steinerem.
– Muszę powiedzieć, że jest świetnym szefem. Motywuje wszystkich w zespole. Ma wyrobione zdanie, ale, co ważne, przekazuje ci swoją opinię prosto w oczy. Zawsze wiesz na czym stoisz i to lepsze niż chodzenie i zgadywanie. To coś, co naprawdę doceniam – dodał Schumacher.
Mick Schumacher wyciska z bolidu wszystko, co może, w GP Bahrajnu, jak i na Imoli został sklasyfikowany na 16 miejscu.