Rozwój bolidów to bardzo ważna część Formuły 1. Obecna technologia daje ogromne możliwości testowania i sprawdzania komponentów w symulatorach, zanim zostaną zamontowane. Oczywiście nie zawsze tak było, a projekt zespołu Tyrrell jest na to najlepszym przykładem.
Więcej swobody
Prawdą jest, że w latach 70 przepisy dotyczące konstrukcji pojazdów były mniej rygorystyczne, i pozwalały na większe możliwości ingerowania w bolid. Problematyczne jednak było sprawdzenie usprawnień – tylko test na torze pozwalał je zweryfikować. To powodowało często na pierwszy rzut oka abstrakcyjne pomysły. Jednym z nich jest opisywany dziś Tyrrel P34.
Potrzeba matką wynalazków
Zespół Tyrrell po trzech latach od zdobycia ostatniego tytułu mistrza świata, zmagał się z poważnym problemem zbyt dużego oporu aerodynamicznego. Powodowało to problemy z osiąganiem odpowiedniej prędkości maksymalnej. Derek Gradner – będący projektantem – zastanawiając się jak temu zaradzić, wpadł na niekonwencjonalny pomysł.
Opierał się on na zastosowaniu mniejszych kół na przedniej osi, w ten sposób powierzchnia kontaktu z asfaltem była mniejsza, a samochód był bardziej opływowy. Zmiana ta miała skutek uboczny w postaci utracenia przyczepności w zakrętach, spowodowany mniejszą powierzchnią styku z asfaltem.
Przepisy nie mówiły o maksymalnej ilości zastosowanych osi pojazdu, po prostu nie spodziewano się, że ktoś zamontuje więcej niż dwie. Gradner podjął nietypową decyzję: montujemy cztery koła z przodu na dwóch osiach skrętnych. Tym sposobem wróciła tak bardzo potrzebna w tym sporcie duża przyczepność – szacowano na zwiększenie jej o 30 proc. względem rywali. Zabiegiem tym zmniejszono też środek ciężkości. Dzięki zamontowaniu sześciu tarcz hamulcowych bolid ten zatrzymywał się szybciej niż jakikolwiek inny, ciekawostką jest, że były one integralną częścią piasty koła. Mówiono również o świetnym prowadzeniu w deszczowych warunkach.
Taka koncepcja miała też swoje wady. Maszyna była cięższa oraz miała nietypowe koła tworzone na zamówienie. Dodatkowo inżynierom trudno było opanować strugę powietrza wokół karoserii, która była zaburzana przez nowo dodaną oś przednią.
Nie do końca udany koncept
Tyrrell P34 był rozwijany przez dwa sezony. W ciagu nich osiągał różne rezultaty. Największym sukcesem był dublet zespołu podczas Grand Prix Szwecji w 1976 roku. Głównym problemem było ciężkie przednie zawieszenie, przez to opony szybko się zużywały. Sami kierowcy różnie wypowiadali się o bolidzie. O ile Patrick Depailler bardzo chwalił samochód, to Jody Scheckter oficjalnie mówił, że według niego pojazd będzie konkurencyjny, ale tylko chwilowo. Specjalne opony Goodyear nie były rozwijane do końca sezonu, a to również utrudniało osiąganie dobrych wyników.
Po sezonie 1976 Scheckter opuścił zespół, podkreślając, że „sześciokołowiec” to „kupa śmieci”. Zastąpił go Rannie Peterson. W roku 1977 wprowadzono zmiany aerodynamiczne w bolidzie. Niestety, nie był on już tak udany, jak poprzednik – był cięższy i szerszy, a dodatkowo prowadzenie utrudniały słabo rozwinięte opony. Pomimo paru obiecujących wyników w sezonie 1978 wyróżniający się projekt nie wystartował.
Historyczny projekt
Mimo niezadowalających wyników Tyrrel P34 na pewno zapisze się na kartach historii – w końcu to jedyny bolid posiadający sześć kół, który wziął udział w Grand Prix Formuły 1. Warto zwrócić uwagę również na to, że inne zespoły zainspirowały się Tyrrellem. Pojazdy sześciokołowe zaprojektowały również Ferrari, Williams oraz March. March 2-4-0 oraz Williams FW08B posiadały dwa koła z przodu i po dwa na dwóch osiach z tyłu, z kolei Ferrari 312T6 posiadało dwa koła z przodu oraz cztery z tyłu, ale na jednej osi. Jednak żaden z nich nie był kontynuowany.
Dawniej konstruktorzy faktycznie potrafili zaskoczyć w niesamowity sposób zarówno rywali, jak i widzów. Chciałbym mimo wszystko zaznaczyć, że na miarę możliwości obecna Formuła 1 również zaskakuje – system DAS, czy wyginające się skrzydło Red Bulla w tym sezonie, to również wykorzystanie przepisów po to, aby jak najbardziej wysunąć się do przodu w tej rozgrywce.
Symulator odsiewa abstrakcyjne pomysły, a przepuszcza te, które faktycznie poprawiają osiągi. Przepisy się zmieniły, ale również weryfikacja ulepszeń na wczesnym etapie projektu, uległa drastycznej zmianie. Dzięki temu zespoły zyskują czas i pieniądze.