Fajnie jest mieć samochód. Można pojechać na wycieczkę, skoczyć po zakupy, przewieźć kanapę. Można pod pretekstem umycia samochodu wyjść z domu w trakcie przedświątecznych porządków. Owszem, trzeba go czasem serwisować, ale zęby też trzeba czasem serwisować, a nie słyszałem by ktoś na to narzekał.
Problem pojawia się gdy trzeba samochód zaparkować. Zwykle nie ma wolnego miejsca akurat tam gdzie jest to potrzebne. A my chcemy zaparkować blisko, bo nie lubimy chodzić. Gdybyśmy lubili, to po co mielibyśmy wychodzić z domu pół godziny wcześniej skoro można wyjść dwie godziny przed czasem i dojść na miejsce.
Sęk w tym, że czasem nie ma wolnych miejsc. Wszyscy są przeciwko nam. Miejscówki znikają w tempie lasów deszczowych. Człowiek kichnie i nagle na jego ulubionym miejscu stoi słupek, albo co gorsza klomb. Na co komu klomb? Zapraszam na subiektywny przegląd moich ulubionych technik parkowania samochodu.
„Tak tylko tu przycupnę”
Pieszym nie potrzeba półtora metra chodnika. Słyszeliście kiedyś o linoskoczkach? Oni na tej cieniutkiej linie skaczą, robią salta, żonglują płonącymi nożami. Pieszy nic takiego nie robi. I nie ma gdzie spaść. Trzydzieści centymetrów im w zupełności wystarczy.
Na kuriera.
Warto mieć w aucie kartkę z napisem „ZAOPATRZENIE”. Gdy nie ma gdzie zaparkować, cyk za szybę i stajemy gdzie chcemy. Nikt się na nie wkurzy, bo przecież ktoś bardzo pilnie potrzebuje zestawu dwudziestu pięciu kordonków tamborek-gratis, a wy macie dopiero dwadzieścia minut spóźnienia, więc możecie spokojnie poczekać. Jak się spóźniać to na grubo.
Na litochę.
Metoda podobna do kuriera, ale wkładasz karteczkę z numerem telefonu. Wszystkim, którym utrudniłeś swoim parkowaniem życie, zrobi się ciebie żal, bo przecież na pewno nie chciałeś. Zostawiłeś numer telefonu, a to znaczy, że jesteś gotów w moment wrócić i odjechać. A skoro tak, to pieszy przeciśnie się obok, upieprzy sobie kurtkę, ale nie zadzwoni, co będzie ci głowę zawracał.
PROTIP: możesz podać cudzy numer.
„Już zostałem ukarany”
Na grupach dla ojców często pada pytanie – jak kreatywnie spędzić czas z dzieckiem. Z doświadczenia wiem, że dzieci lubią pomagać rodzicom w „dorosłych sprawach”. Pojedźcie do sklepu budowlanego, wyszukajcie odpowiednie materiały, a potem zróbcie w domu makietę blokady na koło. Dzięki temu można zostawić auto gdzie się chce, zakładacie „blokadę” na koło i dziękuję bardzo. Drugi raz już cię nie ukarzą za to samo przewinienie. Nie tylko kreatywnie spędzisz czas z dzieciakiem, ale i nauczysz je, że umiejętnym oszustwem wiele można w życiu osiągnąć.
Na masona.
Symbolika masońska jest dosyć popularna w wyższych sferach, więc korzystając z tej metody nie tylko oszczędzacie czas i pieniądze, ale przede wszystkim dajecie się poznać jako światli ludzie. Na czym polega ów metoda? Podjeżdżacie gdzie potrzebujecie i włączacie wolnomularski symbol nauki – trójkąt. Mrugający regularnie trójkąt już z daleka uświadamia plebsowi, że tu stoi wielki pan i by swym durnym wyrazem twarzy nie uprzykrzali mu dnia.
Problem pojawia się gdy na swojej drodze spotkacie innego „masona”, który też chciał zaparkować w tym miejscu. Wtedy tworzycie z kciuków i palców wskazujących trójkąt a następnie patrzycie przez niego. Oko jest symbolem świadomości. I bije trójkąt. Jeżeli rywal nie ma cyrkla za pazuchą, to spot jest wasz.
Na bogacza.
Jedna z najtrudniejszych metod, bo trzeba coś osiągnąć. Społeczeństwo podziwia ludzi sukcesu. Pozwalają im na więcej niż pozostałym, bo to oni są solą ziemi, tej ziemi. Tworzą miejsca pracy, płacą podatki. Dają na wczasy pod gruszą.
Porsche, BMW M5 czy Lamborghini pozwala zaparkować gdziekolwiek. „Ten człowiek się zapracowuje by moi rodacy mogli godnie zarabiać, dba o rozwój naszej ojczyzny, mogę zrobić w jego kierunku ten miły gest i ominąć go, przecież moje życie nie jest tak ważne jak jego”. Często występuje w parze z metodą masońską.
Na ogrodnika.
Znajomi pukali się w głowę pytając kiedy wykorzystacie ten zwiększony prześwit? Ta daa! Codziennie. Trawnik to teren zielony. Po terenie jeździ się terenówką. Po co kupować coś, z czego nie będzie się korzystać? To nierozsądne. A tak nie tylko będziecie korzystać z auta zgodnie z jego przeznaczeniem, ale przede wszystkim ułatwicie poszukiwania miejsca kierowcom sportowych samochodów. Oni nie podjadą pod krawężnik. Wolność. Równość. Braterstwo.
Parkowanie na trawniku jest też doskonałą ochroną przed psami. Bądźmy szczerzy, auto ma cztery punkty podparcia. To jest kilka procent powierzchni trawnika. Większość zostanie nietknięta. Psy sikają na cały. Mocznik wypala trawę. Pozostają suche plamy. To nie wygląda dobrze. Tego chcecie? To już lepsze te klomby.
Na mindfulness.
Jechaliście kiedyś rowerem? Coś strasznego. Deptakiem, z hotelu do restauracji, to może i fajnie, ale po mieście? To brzmi jak sen szaleńca. A najgorsza w tym wszystkim jest jazda na wprost. Co za nuda!! Przecież to idzie zasnąć. Nic nie trzęsie, nic nie stuka, wietrzyk szumi w uszach, nogi łapią rytm, człowiek się lekko buja. Warunki jak w matczynym łonie. Parkując na ścieżce pomagacie rowerzystom dojechać do celu. Dzięki nam są skupieni na danej chwili. Darmowe zajęcia z uważności. Dojeżdżają do celu zrelaksowani, skoncentrowani i gotowi do działania!
Ludzie narzekają, że w miastach ubywa miejsc do parkowania. Prawda jest inna. Im większe miasto, tym więcej jest miejsc do parkowania. Zacznijcie myśleć poza pudełkiem! Niech ich sufit będzie waszą podłogą. Żyjemy na wielkim parkingu. Każdy znajdzie miejsce dla siebie, tylko zdejmijmy klapki z oczu.
Może pominąłem jakąś metodę parkowania? Jakie są Wasze ulubione? Zapraszam do dyskusji!